- Czy to nie jest przypadkiem zbyt niebezpieczne? - padło pytanie mojego znajomego, którego zawsze oceniałem jako twardo stąpającego po ziemi.
- Ale co? Podróżowanie indywidualne? - odpowiedziałem lekko zaskoczony.
Kolega spojrzał na mnie jakbym zadał mu pytanie z anatomii na pierwszym roku AWF w Gdańsku.
- To, że szwędacie się po świecie to mnie nie rusza, wiele osób tak robi ale o dzieci mi chodzi. Wiesz w resorcie nad ciepłym morzem jest bezpiecznie. Masz opiekę, animatorów, ogrodzony obiekt i wszystko podane pod nos.
Teraz to ja się pochyliłem nad tematem bo chciałbym mu jak najlepiej wytłumaczyć to, co czuję.
- Zgadzam się, każdy wypoczywa jak lubi. Jedni wybierają wspomniany przez Ciebie All Inclusive, drudzy skaczą ze skały na wiewiórkę, inni zaś pakują plecak i idą w nieznane. O ile z dzieckiem na wakacjach w wygodnym resorcie jest wszystko przewidywalne a z dzieckiem na plecach w wingsuit flying to ekstremum dla mnie nie do zaakceptowania, to zabranie malucha w świat, w podróż bez planu ma w sobie coś z jednego i drugiego.
- Chyba żartujesz! Nie wiesz dokąd jedziesz, nie wiesz gdzie będziesz spał i jeszcze zabierasz ze sobą dzieci? Nie jesteście studentami wolnymi jak ptaki tylko rodzicami. - kontynuował kolega, który zawsze życie miał poukładane jak skarpetki w szufladzie...kolorami.
- Widzisz, wszystko zależy od tego, jak funkcjonuje rodzina, chodzi też o zaufanie...wzajemne. Dzieciaki w pewnym sensie zależne od rodziców, w zamian za swoje zaangażowanie i trud podróży zawsze muszą zostać nagrodzone tym, co najbardziej lubią. Może to być na przykład kąpiel w basenie w eleganckim hotelu po dwóch dniach zmagania w ciężkim pustynnym otoczeniu. Dzieci raczej z natury nie są zmotywowane do ekstremalnych przeżyć i zgadzam się z Tobą, trzeba to dozować w zależności od indywidualnych możliwości. A to, że podróżujesz do miejsc, które przegapiłeś będąc studentem, w dodatku ze swoimi dziećmi, to że razem z nim to przeżywasz, patrzysz na świat ich oczami - to jest coś niezwykłego. Styl podróżowania nie jest zależny od wieku. W Stanach zapytano nas jak podróżujemy, odpowiedzieliśmy, że korzystamy z Couchsurfingu i ogólnie się hostujemy. Facet w drogiej, nienagannie wyprasowanej koszuli z drinkiem w ręku spojrzał na nas z politowaniem i powiedział, że on też tak podróżował, jak miał dwadzieścia lat i był na studiach. Wtrąciła się na to jego żona i dodała: "Wtedy było fajnie, teraz nas zabierzesz dziesiąty raz na Florydę, w to samo miejsce." Status nie zobowiązuje, robisz co chcesz.
- Ale powtórzę pytanie, czy to jest bezpieczne?
- Każdy ma intuicję, przeczuwasz czy coś jest nie tak. W przypadku podróżowania z dziećmi, przynajmniej ja zaostrzam ją do bólu. Kiedy czuję, że choćby jest niewielki procent ryzyka, nie wchodzę. Nie wchodzę w bramę, w uliczkę, do kogoś do domu. Nie jadę w miejsca, które ktoś opisał jako niebezpieczne lub do kraju, w którym z różnych powodów mogłyby nas spotkać kłopoty. Nie wolno jednak dać się zwariować, na przykład wiadomościom. Nakręcanie się nie pomaga, trzeba trzeźwo patrzeć na świat i pozbyć się stereotypów.
- Jak ludziom do domu włazić??? - podniósł głos i patrzył na mnie z otwartą buzią.
- Pamiętasz jeszcze, co to wiara w ludzi? A jak podeprzesz ją oceną innych, ten kredyt zaufania rośnie. Tak się dzieje na portalach, które umożliwiają goszczenie się u ludzi. Uwierz mi, z takiej gościny pozostaje coś jeszcze, coś więcej - często przyjaźń na całe życie. Oczywiście musisz być czujny i ciągle ufać własnej intuicji, w końcu to ty jesteś dorosły. Bywa, że w czasie podróży zachodzisz do domu zupełnie obcych ludzi, napić się herbaty, przenocować, ale to ty decydujesz, zawsze możesz podziękować i zwyczajnie w świecie wyjść.
- To brzmi trochę jak bajka o pięknym świecie...
- Bo świat właśnie taki jest. Jest na nim, wbrew pozorom, więcej dobrego niż złego.
Kolega zamyślił się na chwilę, jakby zebrał całą naszą pogawędkę w jedną myśl.
- A skąd wiesz, że jest bezpiecznie w miejscu, do którego zmierzasz?
- Nie wiem tego, nikt nie jest w stanie przewidzieć co czeka na nas za rogiem. Ty też jesteś rodzicem od niedawna. Za chwilę będziesz decydował o tym, czy jazda samochodem przez Polskę w letni dzień, w pełnym słońcu z twoim dzieckiem jest rozsądna bo może lepiej pojechać nocą. Właśnie o to chodzi, chodzi o decyzje, które są dobre dla naszych dzieci, każdy rodzic sam musi zdecydować, czy zabrać swoją pociechę na trekking w Himalaje, wycieczkę po dżungli, zamieszkać z bobasem w buszu czy może lepiej jechać na Mazury. Nie wyobrażam sobie z drugiej strony ruszyć w świat z dzieckiem bez wcześniejszego przygotowania. Po co potęgować stres, który udziela się również maluchom. Jeśli czujesz się na siłach pojechać sam, to możesz też z dzieckiem. Pamiętać tylko trzeba, że odpowiadasz już za więcej niż jedną osobę a realizację układaj dla całej rodziny...równomiernie i sprawiedliwie.
- Aaa.... - chciał coś dodać ale mu przerwałem.
- Aaapteczka musi być. Zresztą zdrowie jest najważniejsze i nim nie żonglujemy. Czujesz respekt przed chorobami tropikalnymi to stosuj profilaktykę, bledniesz na myśl o malarii, nie jedź w miejsca gdzie występuje lub zadbaj o zabezpieczenie przed ukąszeniem. Niech tylko nie paraliżuje cię sama myśl o przykrych niespodziankach bo pomyśl, że grypa również może być groźna w skutkach...
- A gdzie nie jechać?
- Chyba: gdzie jechać? Są takie miejsca gdzie nie zabralibyśmy dzieci, takie czarne szlaki dla naszej karawany. Nie znaczy to wcale, że ktoś inny tam nie pojedzie. Może i my, dzieci rosną, sytuacja się zmieni bo świat się zmienia. Wszystko zależy również od własnego wyczucia, sprawności i swoistej pewności siebie. Rodzicielstwo nie powinno ograniczać a jedynie w miarę potrzeby korygować podróżnicze plany.
Posiedzieliśmy jeszcze tak chwilę w ciszy. Po kilku minutach kolega spojrzał na mnie i testując moją cierpliwość zapytał:
- A gdzie byś proponował, tak na pierwszy raz?
- Sprawdź sam, co mówią inni młodzi rodzice :)