2012-02-15

Po pierwsze Marrakesz!

"Myśli są jak piasek Sahary, jeśli nie skropisz ich wodą,
przesypią ci się przez palce."
- R. Kwiatkowski "Przysłowia i aforyzmy"




Trzeba zebrać w sobie wszystkie te wspomnienia i w pamięci podróżować przez kontynenty ale nie jest  to teraz takie proste. Tutaj wychodzę na ulicę i idę przed siebie. Gdziekolwiek nie zajdę, widzę coś co wprawia w osłupienie. Przechodząc przez mury otaczające medinę wchodzisz po trzech stopniach i już jesteś w ogrodzie. W bardzo nowoczesnym ogrodzie a właściwie parku. 

Stu letnie drzewo oliwne.




Od ostatniego razu, kiedy tutaj zajrzeliśmy, dwa lata temu zrobiło się gęściej i bardziej zielono od roślin. Dopiero tym razem zauważamy stu letnie drzewo oliwne ale na pewno nie przegapimy porozrzucanych tu i ówdzie słupów z drewnianym daszkiem, na których wiszą dotykowe ekrany. Chłopcy logują się na "Fejsa", turyści szukają w internecie podpowiedzi na temat Marrakeszu a my... odpalamy nasze strony i robimy dokumentację fotograficzną :)  Lekko podchmielony lub niezwykle "wczorajszy" gość z całą stertą przewodników w różnych językach świata - poza polskim - proponuje nam cudny program zwiedzania miasta. Kiedy mówię, że z Polski, uśmiecha się szeroko ukazując niezwykłą zagadkę stomatologiczną w postaci tak zwanego "gruzu" w ustach a jego zmęczona życiem twarz promienieje. Przyczepia się oczywiście do piłki nożnej i pyta: 
- Dlaczego? - robiąc przy tym taki grymas jakbym mu babcię harmonią zabił.
- Co dlaczego?! - odpowiadam pytaniem, że niby nie wiem o co chodzi.
- Dlaczego po mundialu w '82-gim nie macie sukcesów w piłce?
Cholera - pomyślałem - człowiek ma większą wiedzę w tym temacie niż ja. Skupiam się w sobie i jadę jako dyplomata, co by nikogo nie urazić:
- Są zawodnicy zdolni, dobry trener jest, tylko coś gra nie idzie.
- No jasne! Jak się ma Podolskiego i Klose to są zawodnicy. - jedzie gość dalej wywijając mi przed oczami przewodnikami.
- Podolski? Klose? Nie widziałem takich nazwisk na koszulkach naszej reprezentacji. Może to Niemcy jacyś. - palę głupa bo koleś mnie przeraża,
Uśmiech na jego twarzy gaśnie, resztki uzębienia chowa za pomarszczonymi ustami, patrzy na mnie jak na jakiegoś kosmitę, otwiera przewodnik i pyta bez ogródek:
- Dokąd chcesz teraz iść?
- Do ogrodów Agdal. - mówię całkiem poważnie.
Koleś parcha śmiechem, tak że opluł mi koszulkę i tańczy na jednej nodze. 
- A co jogging? - zapytuje oglądając mnie lekko z obu boków.
- Nie! No ogród chciałem obejrzeć. Wiesz, drzewa, krzaki... może róże jakieś są. - odpowiadam piłkarskiemu specjaliście.
Facet pochyla się do przodu, jakby chciał sprzedać nielegalne tu zielsko i mówi do mojej klatki piersiowej konspiracyjnym głosem:
- Nie! Słyszałeś? Powiedziałem NIE...
- Ale... - próbuję mu nieskutecznie przerwać.
- Idź tu. - wskazuje dwa miejsca na mapie. - Nigdzie indziej nie łaź. Potem mi podziękujesz i miłego dnia.




Faktem jest, że Monika mówiła wcześniej abyśmy sobie odpuścili ale uparciuchy z nas i jak sami nie sprawdzimy to nie uwierzymy. Ale po tej akcji rezygnujemy i uderzamy w pierwszy punkt czyli do Dar Si Said. Przy wejściu najpierw lekkie targi, co by przyoszczędzić na wejściówce i znów się udaje nie płacić za dzieciaki. Choć cena jest niska bo tylko 10 MAD to już na samym wstępie dwa skąpiradła są usatysfakcjonowane :) Prywatne muzeum skrywa w swych olbrzymich pomieszczeniach skarby w postaci drzwi z terytorium Maroka, elementy sakralne, ceramikę, biżuterię berberyjską i ubiory oraz niezwykłą w swej konstrukcji karuzela. W zachwyt wprawiają drewniane, rzeźbione sufity oraz posadzka. Po raz pierwszy widzieliśmy królewski zellidż, układany z marmurem oraz przepiękną tradycyjną posadzkę pokrytą ceramiką: bedżmat.





Zellidż królewski połączony marmurem - posadzka.

Biżuteria berberyjska.


Fotografia marokańskiej karuzeli...

... i oryginalny wagonik. 

Kolejny wskazany obiekt to Palais Bahia - kompleks pałacowy wraz z ogrodami. Stworzony przez wielkiego sułtana, wizjonera  Si Moussa dla użytku własnego wraz z ogrodami zajmuje ponad osiem tysięcy metrów kwadratowych, nie bez przyczyny jego nazwa oznacza brylant. Pretendujący do miana najpiękniejszego owych czasów zawiera niespotykane tutaj duże podwórze otoczone zadaszonym gankiem oraz wspaniałe ogrody oraz pomieszczenia. Tradycyjny riad - czyli ogród w dziedzińcu - musiał składać się trzech zamykanych pokoi mieszkalnych oraz otwartego pomieszczenia dziennego. Po środku niezbędnym elementem była zieleń i fontanna z szumiąca wodą... taka namiastka raju na ziemi. Część pałacu przeznaczona była na harem a na drzwiach i okiennicach oblubienice władcy mogły malować elementy przypominające im rodzinne strony. Jedna okiennica przykuła naszą uwagę a na niej coś w podobie do haftów kaszubskich :)

Z zewnątrz, jak nakazuje tradycja - skromnie.

Widzicie podobieństwo do polskich kwiatów?

Podwórze riadu w lustrzanym odbiciu.






Ogrody Agdal obejrzymy zatem następnym razem :)

Boyz in Da Hood...

... i właściwie, tyle w temacie :)







A na deser Pan Turban Z Jammy:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...