2011-12-29

Yangshou - prawie jak Zakopane po sezonie.

 
Mały cesarz z Yangshuo :)

Okolice Guilin uznawane są w Chinach za jedne z najpiękniejszych i są zdecydowanie warte odwiedzenia podczas podróży. Krajobraz jest tak wyjątkowy, że z wielką dumą został umieszczony jako rewers banknotu 20 Yuan-owego. Już jadąc busem z Guilin do Yangshuo (ok. 1,5 godziny) mijamy rozsiane wzdłuż drogi charakterystyczne, magicznie piękne, różnej wielkości wzgórza co wraz z wijącymi się między nimi rzekami tworzy niepowtarzalny, baśniowy klimat.



 Uroku odejmuje trochę niestety pora roku w której jesteśmy bo zima choć nigdy nie mroźna jest tu często chłodna i ponura, z powtarzającymi się co jakiś czas gęstymi mgłami i mżawkami.  Za to roślinność ku naszemu zdziwieniu subtropikalna z bananowcami i palmami. Często mijamy po drodze plantacje truskawek (w zimie pod foliami) oraz popularnych tu owoców Kaki ( w odmianie przypominającej dorodnego pomarańczowego pomidora). Wszędzie rośnie również trzcina cukrowa, z której z upodobaniem wyciskają sok na ulicznych straganach.



Atmosfera, którą znajdujemy w Yangshuo, od pierwszej chwili do złudzenia przypomina nam Zakopane po sezonie. Chodząc po mieście odnajdujemy stragany z miejscowym rękodziełem oraz sklepiki "dla turystów" z niezliczoną ilością gadżetów, ubrań oraz miejscowych specjałów. Jedyne czego nam brakowało do całkowitego obrazu to kramiku z oscypkiem. Jednak i to odnaleźliśmy, choć w chińskiej formie - grillowanego sera tofu, serwowanego z posypką z papryki i szczypiorku. Nawet główny deptak West Street jest niczym Krupówki. Do tego spora część mieszkańców mówi bądź stara się mówić po angielsku.

Herbatka na targu.


Szkoła Tai Chi oraz Kung Fu w Yangshuo.

Życie toczy się tu dużo wolniej niż w dużych miastach. Turystów niewielu, na ulicy szaleją więc pośrednicy i naganiacze na wszelkiego rodzaju przejażdżki i atrakcje po okolicy lub spływy tratwami (woda ma mniej niż 10 stopni a tratwa składa się z 20 połączonych bambusowych żerdzi więc często zamacza się nogi.... chyba tylko desperaci skuszą się na taką ekstremalną propozycję zwiedzania okolicy). Największe branie ma wynajem rowerów (szczególnie tandemów) oraz skuterów. Miasto jest tak niewielkie, że spacery po nim to sama przyjemność. Jednak rowerem można dojechać do wielu atrakcji i sprawnie poruszać się po miasteczku.
 
Po sezonie restauracje świecą lampionami i pustkami w środku.

Podświetlane góry.


 Skusiliśmy się na jedno i drugie. Najpierw objechaliśmy okolicę skuterami, staczając walkę o dostarczenie nam skutera spalinowego a nie najpopularniejszego tu elektrycznego z niestety akumulatorowo bardzo ograniczonym kilometrażem. Niestety stan wielu skuterów odbiega od doskonałości i trzeba się natrudzić by nie gasł lub nauczyć się obsługiwać tylni hamulec nożny. Jednakże my, nowi sympatycy dwóch kółek nie mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności nawet w niezbyt dobrą pogodę.  Kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę rowerową korzystając z jednego tandemu i dwóch rowerów tzw. damek, oczywiście cały sprzęt bez przerzutek więc każda, nawet najmniejsza górka stawała się sporym wyzwaniem. Jednakże rower tutaj to atrakcja sama w sobie. Wolniej niż skuterem, przyjemniej i w dodatku możemy sobie pozwiedzać i podziwiać okolicę.

Jaskinia motyla - trudno nie zauważyć.



Opłata za zdjęcie 3RMB.

Zdjęcia z dziewczynkami były za darmo ale w zamian my też nie płaciliśmy.
Można się kłócić kto miał większe branie :)
 
A jest co oglądać. Poza wspomnianymi spływamy tratwami bambusowymi jest również śmieszna w swej autentyczności Jaskinia Motyla  z podrobionymi stalaktytami i stalagmitami z betonu, posypanymi brokatem i podświetlonymi na kolorowo oraz wielkim taneczno-wokalnym show na koniec. Jest Księżycowa Góra, Jaskinia Błotna, Świątynie oraz samo miasto o niskiej zabudowie, którego otaczające góry również są wieczorem podświetlane. Tak samo jak most i nabrzeża po obu stronach. Poza tym można sobie urządzić treking albo najzwyczajniej, tak jak my, dać sobie na luz i najnormalniej w świecie się relaksować :)

Rzeka Li.

Moon Mountain.



Ceny noclegu w Yangshuo po sezonie są tak przystępne (około 4-5 $ za osobę za noc), że zdecydowaliśmy się zostać tu aż 4 noce. Całkiem przypadkowo (bo wyszukując w Internecie) trafiliśmy do niesamowitego miejsca oraz na niezmiernie miłą i pomocną obsługę. Klimat Hostelu utrzymany jest  w świecie Samuela Becketta i jego sztuki "Waiting for Godot". Wszyscy, nawet ci którzy tutaj przybywają łapią w moment atmosferę miejsca i również czekają na kogoś, kto nigdy nie przybędzie - czyli na Godota właśnie. Od razu napiszę, że to żadna hippisowska oaza, to jest miejsce z duszą. A dodatkowo wygodne, czyste i z pięknym widokiem na panoramę Yangshuo z tarasu na dachu. Mają u siebie pieska o imieniu Nana, wyjątkowej aktywności ruchowej zwierzę, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze podczas wyprowadzania jej na spacer. Więcej o nich tutaj.



Niestety mam złą wiadomość dla producenta butów, firmy HiMountain. But rozpruł się jak stare gacie tuż przy cholewce. Na szczęście wyjątkowo  uzdolniony uliczny szewc zrobił mały tuning i wstawił prawdziwą łątkę skóry od środka a wszystko to w cenie 2 złote 50 groszy. Zła wiadomość nie dotyczy uszkodzenia (bo te zrobiłem sam) ale komentarza w języku chińskim na temat użytego w bucie materiału. Wynikało z niego, że [cytat]: "no good" !



ps.
Jeśli ktoś myśli, że w Katmandu na Tamelu w sklepach ze sprzętem jest tanio to niech przejdzie się po West Street po sezonie właśnie. Szok! Cheaper, cheaper - wszystko wyjaśnia.

ps2.
Leki z naturalnej apteki.
W aptece poza znanymi lekami pochodzenia naturalnego (zioła, korzeni, rośliny) znaleźliśmy również dziwactwo z postaci suszonej jaszczurki a na targu miód z leśnej pasieki od dzikich pszczół, z którego smaku wynika jakby był w nim sam pszczeli wosk.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...