2012-01-02

Chengdu w czarno białym świecie pandy...


Aby dostać się do Chengdu z Yangshuo najpierw należy podjechać do Guilin a następnie koleją przemieścić się tak jak idą tory, czyli trochę dookoła. Zajmuje to jedynie około 25 godzin, więc mamy czas na wspomniane wcześnie zupki, granie w karty, zrobienie lekcji i poleniuchowanie. Jak się potem okaże trzeba być też czujnym bo kiedy położysz się spać jedziesz w jednym kierunku,  kiedy zaśniesz a potem się obudzisz - jedziesz w drugą stronę. Dla ciekawości dodam, że takich zmian w ciągu nocy jest kilka.



 
 Po dobie spędzonej w pociągu wysiadamy na dworcu w Chengdu. Wiemy już, że miasto pretenduje do pierwszego miejsca w kategorii najbardziej turystycznego miejsca w Chinach. A atrakcji ma kilka. Największą zaletą jest lokalizacja bo bardzo blisko stąd do Tybetu. Druga rzecz, która przyciąga turystów to ośrodek rozrodczy Pandy Wielkiej. Oczywiście jest jeszcze największy posąg Buddy wykuty w skale, blisko położone "antyczne" wioski, kwartał tybetański i postawiono na nowo "zabytkowa ulica".




Zatrzymaliśmy się w Sims Cozy Garden, hostelu założonym przez parę japońsko - singapurską. Należy się temu miejsca kilka słów rozwinięcia, ponieważ to chyba największy ośrodek backpakerski w tej części Chin i dodatkowo, coś co ma w sobie duszę. Rozmiary mogą odstraszyć wielbicieli kameralnych hostelików ale funkcja jaka spełnia, organizacja oraz załoga zasługują na ogromną pochwałę.

Panda Wielka w wersji junior.
Ponieważ zimno i brzydka pogoda skutecznie demotywowała nas do wycieczek postanowiliśmy  jednak odwiedzić pandy. Wspomniany ośrodek to połączenie ładnego zoo  safari z laboratorium. Trzeba odwiedzić go o poranku, najlepiej w czasie karmienia bo wtedy pandy są najbardziej aktywne. Potem leniuchują i skrywają się przed ludzkim okiem. Poza oczywistą rolą należy przyznać, że choć w warunkach betonowych zagród pomysł na ratowanie zaginionego gatunku jest godny podziwu. Rodzi się tutaj mnóstwo maluchów każdej wiosny, smutne jest zaś to, że potem zasilają one w nowy eksponat ogrody zoologiczne na całym świecie. Cóż środki pozyskiwane w ten sposób pozwalają rozwijać słuszny interes.

Panda czerwona, młodszy kuzyn tej wielkiej.


Czego dowiedzieliśmy się nowego? Ano tego, że po latach sporów czy Pandy są szopowatymi czy też misiami definitywnie genetyka opowiedziała się po stronie niedźwiedzi. Najbliższy krewny to niedżwiedź andyjski. Układ pokarmowy tego drapieżnika pozwala jeść mięso lecz namiętnie wybiera on ukochane drzewa bambusowe. Ściany żołądka są tak twarde, że żadna ostra łodyga ich nie przebije. Trzeba tutaj powiedzieć, że jako mięsożerca trawi jedynie 17% roślinnego pożywienia dlatego musi znaleźć i zjeść kilogramy zieleniny. Pandy mają szósty chwytny palec u rączek a w historii te leniwe zwierzaki, ponoć używane były jako broń w czasie walk. Patrząc na ich ruchy aż trudno w to uwierzyć.


Najmłodsze są wyjątkowo piękne.
W wolnych chwilach uciekając przed mrozem chowaliśmy się w Sims a tam podczas partyjek tenisa stołowego, bilarda i piłkarzyków testowaliśmy piekielnie ostrą kuchnię syczuańską. Dla chętnych na zapleczu jest prowizoryczna siłownia oraz zawieszony worek bokserski.
W tym olbrzymim ponad 13-sto milionowym mieście (strefa zurbanizowana około 4 milionów) jest kompleks handlowy, który warto zobaczyć z dwóch powodów. Po pierwsze aby zobaczyć co oznacza hurt w wydaniu chińskim i jak rozwiązuje się problemy logistyczne w dzielnicy handlowej zajmującej kilka przecznic i kilkanaście kilka piętrowych budynków. Drugi powód jest taki, że z pewnością z pustymi rękoma stamtąd nie wyjdziecie.

Kolejny dzień to taki jarmark i cepeliada, czyli "Ancient Street". Mieliśmy takie dziwne wrażenie, że ta szopka jest  nieprawdziwa i sztuczna a zarazem tak perfekcyjna w wykonaniu, że nie mogliśmy się oprzeć pokusie. Przy wejściu stoi ryksiarz i za kilka monet możesz poudawać, że mkniesz uliczkami starego Chengdu.  Piękne ogrody, mostki i zakątki a wszystko psują jedynie punkty gastronomiczne z nowoczesną infrastrukturą. Wszystko jest na sprzedaż lecz jedynie piękne jedwabne chustki ręcznie malowane zasługują na kupno. Zwłaszcza, że gość maluje  je w czasie rzeczywistym tuż przy tobie.

Czarny łabędź... naprawdę dziwny.






Po opuszczeniu antycznego  świata idziemy na tak zwany kwartał tybetański w celu odnalezienia najlepszej ponoć pierogarni. Rzeczywiście jakbyśmy się przenieśli w inne miejsce. Kolor czerwony i pomarańczowy króluje na ulicach, mijamy mężczyzn w brązowych kurtkach przepasanych sznurkiem i kobiety z mocno zaznaczonymi czerwonymi kółkami na policzkach. Wiele osób żebrze na ulicy a mnisi nas zagadują i również pytają czy mamy pieniążki i próbują grać z nami w grę znaną z dzieciństwa, która nosiła nazwę "spóła".  No niestety źle trafili :)




Ważna rzecz: aby obalić chiński mur należy udać się do sklepu i zakupić butelkę dobrego, chińskiego wina o nazwie "Great Wall" a następnie zagryzać suszonym mięskiem z dzikiego jaka. Dziwne zestawienie? Wcale nie!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...