2011-12-27

Hong Kong(o)...


Taki naszedł nas szalony pomysł, żeby odwiedzić autonomiczny region administracyjny na specjalnych warunkach czyli sławetny Hongkong właśnie. Zwłaszcza, że legenda o zakupowym raju, taniej elektronice i sprytnej, ciasnej zabudowie znana jest na całym świecie. Sama nazwa w języku mandaryńskim zachęca do  przyjazdu a brzmi  "pachnący port". Dodatkowym atutem skłaniającym nas do takiej decyzji jest fakt, że z Gouangzhou jedzie się tam pociągiem tylko dwie godziny. Poza tym sądząc po przejściach granicznych, innej walucie i odrębnej administracji zarządzającej jest to kolejne państwo (państewko raczej) na naszej mapie a po odpuszczeniu z przyczyn uszkodzeniowo-zdrowotno-powodziowo-finansowych Kambodży a razem z nią Laosu, przyda nam się kolejny stempel w paszporcie.

Chwila zadumy nad starym, dobrym Hong Kongiem.

Zatem odpowiedź na pierwsze  pytanie jakie zadaliśmy sobie przed wyjazdem:
- Czy HK jest dla backpackerów?
Odpowiedź jest dość trudna ale według nas brzmi tak: „nie za bardzo”. Po pierwsze widać to po cenach noclegów. Zdaję sobie sprawę, że jest grudzień i do tego jeszcze weekend ale jedyny tani nocleg jaki znaleźliśmy to koszt od 27USD za osobę w hostelu, następny hostelowy to już powyżej 60 „baxów” za osobę. Hotele to już jakiś koszmar i nawet te dwu, czy też trzy gwiazdkowe startują od kilkuset dolarów amerykańskich a ceny szybują wysoko, oj bardzo wysoko. Po drugie ilość i jakość atrakcji jest ograniczona i raczej nie dla podróżujących w stylu niskobudżetowym. To niestety bardzo drogi kraj i zdecydowanie nastawiony na biznes i konsumpcjonizm. Utrudnione jest również podróżowanie z wielkimi plecakami w nieprzeciętnie zatłoczonym metrze.


Zachwycają natomiast widoki, których tutaj nie brakuje. Począwszy od wzgórz otaczających HK, na światłach drapaczy chmur stojących po stronie wyspy a widocznych w całej okazałości po zmroku z nabrzeża Kowloon kończąc. Tanie jest tylko jedzenie u „lokalesów”, w bocznych uliczkach i podrabiane Rolexy oferowane przez osoby pochodzenia hinduskiego na ulicy, tuż przed sklepem z oryginałami. Zresztą mało kto tutaj handluje podróbami a wspomnienie o taniej elektronice raczej powoli odchodzi w niepamięć bo łatwiej kupić tutaj Rolls Royce'a i coś od Cartiera niż jakiś chiński „szajs”. Wszystko, co dobre jest tutaj w cenie i to nie dziwi nikogo – sprzedaje się jak ciepłe bułki.

Trzeba niestety zadzierać nosa...

... żeby patrzeć w chmury.

Nie trzeba, żeby podpatrzeć miasto od zaplecza.

Budynki sięgające chmur, piętrowe autobusy i takie, śmieszne, wąskie tramwaje to wizytówka HK. Warto według nas udać się na Night Market późnym wieczorem lub na Ladies Market w ciągu dnia (stragany są lepsze niż centra handlowe), przespacerować się po Nathan Road i spróbować wrzucić coś na ząb w małych barach ze świetną kuchnią – popróbować kociołka zupy z dodatkami według życzenia, pampuchów z różnorakim nadzieniem czy też kurzych łapek w sosie.

Wejście na Nocny Rynek.

Miejscowe przekąski a wśród nich sławetne kurze łapki :)


Oblegany Apple Store.

Na jednaj z ulic zobaczyliśmy grupę ludzi wypatrującej ostatnich pięter drapaczy chmur. Po chwili jednak okazało się, że jesteśmy świadkami zaćmienia księżyca a jego jasna tarcza w przeciągu kilkunastu sekund zakryła się czarnym kolorem. 


Przepraszam za jakość... "z łapki" strzeliłem :)


Atrakcją może okazać się również przejazd metrem pod dnem zatoki na wyspiarską część HK'u i powrót małym promem po zachodzie słońca. Jeśli ktoś kocha zakupy – czyli jest zakupoholikiem – i ma co najmniej złotą kartę bez limitu to nie będzie chciał stąd wyjechać. Mówię serio!

Pier number one.






Nasze rady związane z państwem leżącym na wybrzeżu Morza Południowochińskiego są trzy:
  1. HK może wydawać się tani (taka panuje opinia) ale wbrew pozorom wydasz tutaj więcej kasy niż gdziekolwiek indziej – uważaj na portfel, zarówno w czasie płacenia jak i spacerując po targu.
  2. Jeśli już pękłeś na robocie i coś kupujesz w małych sklepikach uważaj na oszustów podmieniających zakupiony przez ciebie towar, mają różne triki, bądź uważny i obserwuj swoją rzecz, płać dopiero po sprawdzeniu i kiedy trzymasz już ją w rękach.
  3. Jeżeli już tutaj trafiłeś, to prędziutko wszystko zobacz i nie oglądając się za siebie uciekaj, najtaniej jest metrem do granicy czyli do Shenzen. Tutaj znów jesteś w spokojnych, tanich Chinach :)


    Tablica odjazdów i wskazówka jak dojechać do HK-u. 
    Uciec musicie już sami :)
Małe rozmyślania:
Hongkong wydaje nam się być zagubiony w swej tożsamości. Jest nowoczesny, bardzo pro-zachodni i ultra-biznesowy. Tkwi jednak swoimi stopami głęboko w kulturze azjatyckiej i choć tutaj meczet, kościół i buddyjska świątynia sąsiadują ze sobą to jednak oderwanie na tak długi okres od korzeni pozostawiło bliznę, która szpeci jak rana zadana kolonialną szablą na licu pięknej Cheng Nii.


ps.
Ponieważ w Hong Kongu wszystko ma mieć pełen "wypas" zatem choinka nie może być normalna tylko jaka? Ano, cała zrobiona z Ferrero Rocher, dosłownie sami sprawdzaliśmy z bliska... słodki iglak się nam trafił :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...