2012-01-14

Ludzie twardzi jak skały ... czyli jak przetrwać w stanie Maine :)


Zanim tutaj dotarliśmy, wiele osób zadawało nam pytanie:
- Do Maine? W zimę... ale po co?
Dodawaliśmy potem, że my to właściwie do miejscowości Machias bo tam ponoć jest ładnie. Oni na to, że i owszem ale latem. Kręcili głowami i patrzyli na nas jak na jakiś dziwaków. Tłumaczyli, że Stany są wielkie i jest ciepło... na przykład na południu. Pewnie tak ale nasza ścieżka w tej podróży nie zawsze prowadzi nas zgodnie z planem i nie zawsze tak jak sobie to wymyśliliśmy. Jesteśmy przekonani, że i tym razem trafiliśmy tutaj nie bez przyczyny.
Już pierwsze chwile w tranzytowej miejscowości Bangor dały symptomy w co się tutaj gra. Temperatura spadła o kilkanaście stopni i czuliśmy jak przeszywa nas zimny wiatr kiedy wysiedliśmy z autobusu. Przesiadka na mały bus i po dwóch godzinach byliśmy w nadmorskiej miejscowości Machias. Śniegu nie ma ale i tak czuć, że jesteśmy na północy - stąd już tylko chwila i jesteś na wschodnim wybrzeżu Kanady. 



Historia nie rozpieszczała pierwszych osadników, którzy przybyli tutaj i organizowali sobie życie. Mroźne zimy, srogi klimat i tryb zdobywania pożywienia zahartował ich ciała jak stal. Warto wspomnieć, że przy mrozie minus 17 stopni gość w rozpiętej koszuli i klatą na wierzchu radośnie mówi: Ależ dzisiaj rześko! Mówi się zresztą, że w tym regionie są tylko dwie pory roku: zima i wiosna. To tutaj właśnie jest amerykańska stolica krabów i homarów. Warto przypomnieć, że mieszkańcy na tyle są dumni ze swego pochodzenia, że nawet osoby tutaj urodzone a pochodzące z rodzin napływowych nie są traktowane jako mieszkańcy stanu Maine. Prawo do nazywania się Main'owcem dotyczy wyłącznie osób z  rodzin o kilkusetletnim drzewie genealogicznym zaczepionym korzeniami w tą właśnie ziemię. Ich twardą naturę da się odczuć również na zewnątrz ale w środku są to zazwyczaj bardzo sympatyczni ludzie.

Jak to mówią... oby do wiosny.

 Park Stanowy : Roque Bluffs

Niby nic egzotycznego, a jednak...

No, Dominika jak jest? Zimno ale jest super :)

My trafiliśmy na wyjątkowo przemiłą rodzinę, która przyjęła nas do siebie. Zanim się poznaliśmy nasze stosunki miały opierać się na nowej dla nas zasadzie : Work Away. To taka kolejna po couchsurfingu metoda na tanie podróżowanie ale tym razem w zamian za miejsce do spania i wyżywienie pomagasz gospodarzom w prostych, przydomowych pracach. W ten sposób i my mieliśmy pomagać na farmie organicznej w zamian za wygodny nocleg w osobnym domu i coś na ząb. Tak było zanim się poznaliśmy bo teraz jesteśmy niemal jak rodzina, razem spędzamy wolny czas a pomagamy... jasne, że pomagamy ale tak jakbyśmy pomagali rodzinie czy przyjaciołom. Oczywiście jest poza sezonem więc na farmie poza nakarmieniem kaczek i kurcząt oraz zebraniem jaj jest niewiele do roboty. Zatem ustaliliśmy, że przez dwa, trzy dni w tygodniu pomożemy w wycince lasu i rąbaniu drzewa na zimę a pozostały czas jest dla nas, na zwiedzanie, odpoczynek czy co tam sobie zażyczymy. Układ prosty ależ czy nie wspaniały :)

Wspólne, wieczorne wykonywanie kolczyków.

Kaczki...

... kury, droga na Ostrołękę :)

Indiana Jane i poszukiwacze zaginionych jaj :)

Lumberjack from Maine :)

... and real lumberjack from Maine :)


Main'owska masakra piłą łańcuchową? Nie, zwykłe życie na farmie :)

A jak nie robimy, to się bujamy :)

Idąc dalej tym tropem jeden dzień naszej pomocy zamieniliśmy na przygotowanie polskiej kolacji dla dwudziestu osób. Wszyscy się zrzucili na składniki a my w domu syna naszej gospodyni urządziliśmy wspólne gotowanie polskich potraw. Łatwiej jest kiedy osoby z którymi przebywasz mają w swych żyłach polską krew a niektóre z nich przypominają sobie, że ich babcie przyrządzały pierogi czy gołąbki. Ustalamy menu, dzielimy prace na wszystkie chętne rączki i  ugniatamy ciasto na pierogi, trzemy ziemniaki na placki, przyrządzamy farsz a my prezentujemy upieczony wcześniej przez Dominikę chleb. Dziewczyny ulepiły 150 pierogów z serem, kapustą i grzybami oraz ze szpinakiem. Usmażyliśmy 50 placków ziemniaczanych i podaliśmy je ze śmietaną. Były sałatki z pory i z buraczków, chleb a zresztą zerknijcie sami (nie dziwcie tylko, że wszystko jest bez mięsne, to kolejne amerykańskie rodziny wegetariańskie):


Mąka, woda i sól...
  
... rozwłakujemy,

... ugniatamy,

... wycinamy kółeczka,

... nakładamy farsz,

... i pierogi jak malowane :)

Mamo, starałem się jak mogłem i tak przypaliłem :)

Placki znikały prosto z patelni a sprawcy, cóż tak sympatyczni,
że wszystko im uszło płazem :)




Po kolacji chwila na wspólne muzykowanie.

Do naszej dyspozycji dostaliśmy również samochód więc zwiedzanie okolicy jest bajecznie proste i wygodne. Na pierwszą krótką wycieczkę udaliśmy się po okolicy aby rozejrzeć się co jest i jak. Okazało się, że faktycznie zaledwie kilka mil dzieli nas od wybrzeża oceanu a miejscowość Machias choć uśpiona na okres zimy jest świetnym miejscem zarówno do relaksu jak również stanowi doskonałą bazę wypadową do lokalnych atrakcji.  A co można robić w Maine zimą.... o tym już za chwilę :)

Nasz tymczasowy pojazd, oczywiście Ford :)


ps1.
Jeśli uważacie, że szczytem wygody jest zakup z samochodu w okienku fast food'u w tak zwany drive thru to co powiecie na przykład na załatwienie wszystkich operacji bankowych w ten sam sposób, z samochodu właśnie. Jako ciekawostkę podamy, że apteki działają w identyczny sposób, zatem zakup plastra też może się odbyć drive thru :)
ps2.
Dla kolegów z EC mam z kolei taką wiadomość. Smaczki w stylu "złomka" z filmu "Cars" na żywo można obejrzeć jedynie na amerykańskiej wsi. Zerknijcie tylko na to logo :)



ps 3.
Masz ochotę odwiedzić niesamowitych ludzi i spędzić trochę czasu  z dala od zgiełku i chaosu? Zapraszamy cię do Mainstays At Flower Cottage :) możliwe w wersji Work Away lub Bed and Breakfast.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...