2012-01-03

Bigos w Szanghaju? Czemu nie :)



Jak przemierzyć tak olbrzymi odcinek kraju większego niż niejeden kontynent kiedy ma się mało czasu i czuje się lekką niechęć przed trzydziestokilko godzinną podróżą pociągiem. W jedyny możliwy sposób – samolotem. Sichuan airlines ma tanie bilety i szybko przetransportuje cię na drugi koniec Chin. Dodatkowo olbrzymim Airbusem ze wszelkimi udogodnieniami. Lądujemy w nowoczesnym mieście, które ma niewyobrażalna energię. Jest późno więc metrem gnamy do centrum, wysiadamy na East Nanjing Street i kilka przecznic dalej czeka na nas oaza snu. Upsss, zapomniałem, że to miejsce nazywa się Hiker Youth Hostel i nikt tu nie zasypia przed drugą w nocy. W norkach z dwoma piętrowymi łózkami, często bez okien gnieżdżą się, dyskutują do nocy popijając browarki podstarzali młodzieńcy z całego globu. Obsługa w hostelu niby miła ale obiecane na ich stronie śniadanka w cenie już nie funkcjonują. Ponadto można się poczuć trochę jak na kolonii bo o około godziny 22-iej strażnik sprawdza pokoje, włażąc kolejno do wszystkich jak do siebie. Taka ochrona, z tymże wszyscy wiedzą, że przyjdzie o 22-iej :) Kończy się na szczęście problem z komunikacją bo mieszkańcy często posługują się angielskim.


Ponieważ mieszkamy w samym centrum miasta wszędzie łazimy na piechotę, pokonując niezliczoną ilość kilometrów. Z punktów obowiązkowych wybraliśmy te rozmieszczone bliżej nas. Naszym łupem stał się deptak Nanjing Road, Plac Ludowy :) czyli People's Square i Bund z którego rozpościera się widok na Pudong, mieszczący się po wschodniej stronie rzeki Huangpu, kompleks drapaczy chmur i centrum biznesu. Punktem rozpoznawczym i orientacyjnym jest tak zwany „otwieracz do piwa” czyli budynek SWTC. Sam Bund zaś to coś wyjątkowego w świecie wschodu bo zawiera on 52 budynki o niezwykłej europejskiej architekturze.


Nasze pierwsze wrażenie było na tyle pozytywne, iż stwierdziliśmy, że to najlepsze miejsce aby rozpocząć swoją przygodę z Chinami dla kogoś kto przybywa tutaj po raz pierwszy. Myślimy o tym aby zobaczyć więcej Państwa Środka i przemierzyć większe jego terytoria...kiedyś...w przyszłości :)
W wielkim, nowoczesnym mieście znalazło się nieco miejsca na zachowanie przeszłości. Stworzona dzielnica przypomina starożytną zabudowę Szanghaju lecz jak to zwykle bywa tylko z zewnątrz bo wewnątrz ta sama scena, czyli shopping, fast food'y i cały ten gastronomiczny zgiełk. Jedynie herbaciarnie znajdujące się na wyższych poziomach mogą przywrócić wspomnienie minionego. Jest też ogród utrzymany w dawnym stylu, Yu Garden.


W Szanghaju szwędając się bez celu ulicami trafiliśmy na mikro miasteczko, które powstało niedawno z okazji Expo lecz to nie ono okazało się atrakcją. Zupełnie blisko bowiem jest jedno z modelowych kwartałów utrzymanych w stylu niskiej zabudowy, wąskich przejść. Ich cechą jest fakt usytuowania toalet i punktów czerpania wody na zewnątrz budynków. No i te suszenie ubrań … niezwykłe.


Lecz najbardziej niezwykłe jest to, że podczas odliczania dni a potem godzin do Wigilii Bożego Narodzenia trafiliśmy przypadkiem (a może nie) na ludzi, którzy jak anioły stąpające po ziemi zdecydowali się przyjąć nas pod swój dach w ten wyjątkowy wieczór. W Szanghaju, mieście zwanym Perłą Azji bezwarunkowa gościna, polskie kolędy i …. aż trudno uwierzyć: bigos i pierogi stały się rzeczywistością. Po małym tuningu, z chińskimi grzybami moon ale to bez bez znaczenia, kiedy atmosfera jest domowa i czujemy się jakbyśmy spotkali się z dawnymi znajomymi. Do tego przesmaczne rybki i sałatka z ogórkami konserwowymi. Hitem wieczoru był czerwony barszcz i chleb, aj czasem tęsknota za bochnem może przybrać absurdalne rozmiary. Bycie samemu w ten jeden dzień w roku może być smutnym doświadczeniem. Dobrzy ludzie sprawili, że nie mieliśmy okazji się o tym przekonać. Za to składamy im serdeczne podziękowania i cytując małe zielone ludziki z pierwszej części Toy Story: „dozgonna wdzięczność”. :) Po raz kolejny okazało się, że nie mury, zabytki i skały dają przyjemność z podróży ale ludzie, którzy z różnych przyczyn stają na naszej ścieżce...

Nieco rozrywki w szanghajskim metrze...

Bigos lover :)

ps.
Kiedy publikujemy ten post jest już po Świętach, a co tam... jest po Nowym Roku więc napiszemy tylko żegnając się z ChRL : Dzięki za wszystko, co wydarzyło się w Chinach !!!
Jedyne co nas smuci to fakt, że ze względów polityczno -urzędowo-papierkowych nie zrobiliśmy warsztatów  chińskim dzieciakom. Żal i radość - dziwne uczucie ale takie, to chyba najlepsze określenie miejsca w którym spędziliśmy ostatnie dwadzieścia dni.


Małe post postowe rozmyślania:
Nigdy nie kryliśmy faktu, że nasza podróż to takie "liźnięcie" miejsc, wstępny research, muśnięcie wręcz żeby nie powiedzieć, że to taka specyficzna gonitwa za pociągiem, autobusem, rowerem lub samolotem. Często nie mamy czasu lub możliwości wgłębienia się w klimat, "przysiądnięcia" w spokoju aby z boku przyjrzeć się ludziom, co zresztą najbardziej lubimy. Z miejscem jest bowiem inaczej niż z ludźmi. Czasem potrzebujesz więcej czasu by się rozejrzeć, poszukać, pokochać lub znienawidzić miasto, region czy też kraj. Inaczej kiedy wyciągasz i podajesz rękę na powitanie, pada pierwszy uśmiech, inaczej jest kiedy pada pierwsze pytanie i sensowna odpowiedź. 
W naszej podróży opisujemy tak zwane pierwsze wrażenie a nie przewodnikowe wiadomości, które mają pomóc nie zagubić się kolejnym stąpającym tą samą drogą. Zatem często korzystamy i czerpiemy wiedzę od osób, które przebywają gdzieś dłużej, znają wszystko od podszewki i są kompendium wiedzy jako element "żyjącego miejsca".
Można pokochać Szanghaj od pierwszego postanowionego tam kroku, zatem wszystkich ciekawych co się dzieje w Perle Azji oraz miejscach w szeroko pojętej okolicy odsyłamy w miejsce wyjątkowe do: Shanghai Weekly Blog. Bo wszyscy jesteśmy nomadami .... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...