2011-12-10

Thai - znaczy wolny...


Siedzimy w autobusie jadącym z Krabi do Bangkoku. Z zawieszonych pod sufitem telewizorów słychać brzęczącą mantrę kilkudziesięciu mnichów buddyjskich w sali wypełnionej pomarańczowym kolorem i ociekającej złotem. Dzisiaj król Tajlandii obchodzi swoje 84 urodziny. Cały kraj świętuje a duża część społeczeństwa poproszona wcześniej o specjalny ubiór na dzisiejszy dzień przywdziała stroje w kolorach różowym i pomarańczowym. Jeśli nie koszulki, spodenki lub sukienki to przynajmniej jakiś element, choćby sprzedawane na rogach ulic zawieszki z kwiatów jaśminu i różowych orchidei. Nawet nasze kocyki rozdawane w autobusie są jaskrawego koloru, niemal identycznego jak stroje mnichów. 




Pewnie to zbieg okoliczności ale i tak swoisty szacunek dla panującego monarchy jest. Jest też respekt dla państwowości. Kiedy siedzieliśmy na dworcu autobusowym z głośników zadudnił hymn Tajlandii. Wszyscy podnieśli się z siedzeń i wyprostowali. My również. O to samo uprasza się wszystkich obcokrajowców, o taki właśnie minimalny wyraz szacunku. Hymn puszczany jest w obiektach publicznych dwa razy dziennie oraz – jak słyszeliśmy – przed każdym seansem filmowym w kinie. W Tajlandii nie depczemy również po banknotach – podobizna króla oraz nie liżemy znaczków pocztowych o ile jego portret na nich widnieje.


O czystości Tajów też należałoby wspomnieć, zaczynając od podstawowej zasady: buty zostają na zewnątrz. Na zewnątrz może oznaczać nie tyle dom, co raczej jego zewnętrzny obszar, na przykład taras. Jakoś tak niespodziewanie zachodnia kultura szybko łapie ten zwyczaj i przed knajpką na plaży zastajemy pełną rozmiarówkę japonek i sandałów wesoło bawiących się przy barze turystów. Dbałość o czystość w niektórych miejscach zaskakuje i to bardzo. Po wejściu do autobusu następnej grupy pasażerów, obsługa leci ze szmatką do podłogi wycierając ją do czysta. W większości miejsc pachnie, jeśli nie przyprawami, to jedzeniem lub delikatnie jaśminem w pomieszczeniach. Dodatkowo, pomimo gorąca i dużej wilgotności powietrza większość Tajów zachowuje przynajmniej neutralny zapach, dzieje się tak ponieważ duża część społeczeństwa bierze prysznic nawet kilka razy dziennie oraz stosuje pochłaniający pot perfumowany talk.
O jedzeniu już pisałem, więc nie będę się powtarzał ale o jednym nie wspomniałem – o zamiłowaniu do lodu w kostkach. Takich ilości zmrożonego lodu podawanego do wszystkich napojów nie widziałem nigdzie wcześniej. Okay, wiem, jest gorąco ale 3/4 szklanki wielkości pokala wypełnionej kostkami lodu powoduje niemalże brak możliwości nalania napoju. Każdy shake lub sok automatycznie podawany jest ze zmiksowanym lodem a w barach szybkiej obsługi jeśli poprosimy o napój bez lodu często musimy dopłacić :) No i jeszcze jedna rzecz. Mam zwyczaj mówienia o posiłkach: Dobre ale za mało ananasa. Tutaj nie wypowiedziałem tego ani razu. Po pierwsze wszystko jest dobre a dodatkowo ananas występuje tutaj w jadłospisie częściej niż u nas ziemniak. Ja zakochałem się na nowo w świeżych, obranych i podawanych (co już oczywiste) prosto z lodu...


Tajlandia jest tak różnorodna, że na początku trudno ją zrozumieć. Buddyjska północ i muzułmańskie południe dopełniają kolorową odmienność kulturową i religijną. Dżungla, białe plaże i nowoczesna stolica. Ten kraj chce się połknąć jednym haustem ale żeby się dobrze wsmakować, należałoby delektować się nim po kawałeczku. Niech nie dziwi zatem nikogo fakt, że ludzie chcą tutaj wracać oraz to, że wielu z nich zostaje tu na dłużej. 


Dla mnie jest to raj bo w Kraju Uśmiechniętych Ludzi, w miejscu gdzie ludzie śmieją się więcej i szczerzej, jest mi lepiej niż gdziekolwiek indziej na świecie. A i wspomnianego ananasa tu nigdy nie za mało.... Dzisiaj wyjeżdżam ale wiem, że wrócę tutaj na pewno, być może nieraz. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...