2011-12-04

Koh Lanta - taka wielka szczęściara.


Wysiadamy w Krabi, nadmorskiej miejscowości, która staje się dla nas miejscem tranzytowym pomiędzy stałym lądem a wyspą Koh Lanta. Siedzimy sobie grzecznie przy ulicy z naszymi plecakami i czekamy na bus, który podrzuci nas na wymarzoną plażę.

Krabi.

Chcesz kupić tanio bilet na przejazd, kup go w ulicznym biurze :)

Po dwóch godzinach jazdy (w tym niemal pół godziny kręcenia się po mieście aby znaleźć komplet) i pokonaniu dwóch przepraw promowych wysiadamy przy plaży Long Beach. W tym miejscu trzeba podkreślić znaczenie miejsca i naszego tutaj przybycia. Wybraliśmy Koh Lantę na miejsce naszych warsztatów z dwóch powodów. Jeden jest oczywisty - rok 2004 i fala tsunami, która tragicznie naznaczyła ten region. Drugi, to ten optymistyczny. Wyspa ta w porównaniu z innymi, choćby Phi Phi poza zniszczeniami materialnymi i niewielką ilością osób (mówi się o dziesięciu a nie o dziesiątkach tysięcy), które tutaj zginęły wyszła bez szwanku. Żywioł na szczęście ominął tych wyspiarzy, choć bary na plaży składały się jak domki z kart a ogromna fala pozostawiła po sobie ślad w postaci metrowego mułu. Podgląd na to zdarzenie daje poniższy film:


Minęło jednak kilka lat i choć na miejscu o zaszłej tragedii z pewnością pamiętają mieszkańcy, nam nie pozwalają o tym zapomnieć znaki pojawiające się tu i ówdzie.


Pora sucha na Koh Lancie oznacza dla nas... że z pewnością będzie padać :) Tak wyspa przywitała właśnie nas, wieczorny spacer na szeroką plażę Long Beach zakończył się burzą i ulewnym deszczem. Schowani w barze przy plaży słuchaliśmy wszędobylskiego Boba Marleya i przez słomki wciągaliśmy słodycz egzotycznych owoców. Przez naszego gospodarza, muzułmanina (jak zresztą 95% mieszkańców tej wysepki) zostaliśmy zaproszeni na świąteczną kolację. Razem z "braćmi ze Wschodu" usiedliśmy do stołu i świętowaliśmy zakończenie prac remontowych oraz celebrowaliśmy coroczny tradycyjny wspólny posiłek.

Droga donikąd?  Skądże, miejsce przeprawy promowej.

Złowieszcze chmury a z nich całonocna ulewa.

Kolejny dzień to czas eksperymentu. Idąc za wzorem zjawiska społecznego jakim jest tu rodzaj poruszania się po wyspie wynajmujemy dwa skutery i próbujemy ogarnąć tak zwany temat. Ja już wcześniej jeździłem trochę ale Dominika pierwszy raz zasiadła za sterami tego kilku konnego potwora. Po zrobieniu paru ósemek, hamowaniu awaryjnym i przypomnieniu sobie, która rączka jest lewa (ruch lewostronny) wyjeżdżamy na regularną szosę. Już teraz wspomnę, że tak nam się jazda skuterami spodobała, że naszych pojazdów nie chcieliśmy oddać do wypożyczalni. Cena za dzień 20-25 zł, kask gratis - zresztą wiele osób jeździ tutaj bez ochrony na głowę - my raczej nie :)


Postanowiliśmy poszukać szkoły aby zorganizować warsztaty. Jak zwykle "na wariata" najlepiej nam wychodzi i w centrum znaleźliśmy szkołę chętną do współpracy. Kilka pytań: co? jak? i w ogóle po co? Potem jeszcze wizyta oficera policji w celu weryfikacji zdarzenia. Gospodarze goszczą nas lunchem i pokazują "meeting room" wyposażony projektor i nagłośnienie. Nauczycielka angielskiego decyduje się tłumaczyć na tajski, zbiera się grupa ponad sześćdziesięciorga dzieci i ruszamy. Pokaz slajdów, opowieść o Polsce, kolorowanki, odbitka dłoni na fladze, balony i ostatnia paczka krówek do rozdania. Nauka polskiego idzie strasznie opornie, zresztą jak rónież zapamiętanie naszych imion. Nie ma się co dziwić, w końcu to tak odległe od siebie języki.

Welcome to Kho Lanta.

Każdą krówkę dzielimy na trzy części - to już ostatnia paczka.



Według dzieci, najzabawniejsze zdjęcie pokazu.



Na koniec w podziękowaniu zespół tańca z tutejszej szkoły prezentuje nam tradycyjny taniec z elementami akrobatyki. Dziewczynki zwinnie "tańczą" również palcami dłoni, na których mają założone metalowe nakładki z długimi paznokciami. Kilka z nich zgubiło je podczas tańca. Po występie podniosłem dwa z ziemi i założyłem na palce. Zrobiłem chyba coś głupiego jako facet bo rozśmieszyłem tym do łez całą zebraną grupę. Wielkie pożegnanie nie miało końca i wzajemne podziękowania również. Po wyjściu z budynku do Arletty podbiegła mała dziewczynka i wręczyła jej piękne serduszko z błyszczącymi kamykami a kiedy wsiedliśmy na nasze mechaniczne rumaki machała do nas na pożegnanie niemal cała szkoła. 
Dziękujemy Koh Lanta !!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...